wtorek, 29 sierpnia 2017

DENKO #18: BOURJOIS, GUERLAIN, KALLOS, ORIGINS & INNI

Tym razem czas na nową porcję zużytych kosmetyków. Jak zwykle będzie różnorodnie - pojawi się sporo ulubieńców, kilka nowości i parę rozczarowań. Jeśli jesteście ciekawi, które produkty polubiłam, a do których już raczej nie wrócę - zapraszam!


SZAMPONY

Na początek garść produktów do włosów, których w ostatnim czasie, obok balsamów do ciała, zużywam najwięcej. O moich ulubionych, bazowych szamponach Alterra pisałam już na blogu kilkukrotnie, na przykład tu i tu. Przeważnie był to nawilżający Bio-owoc granatu & Bio-aloes, przeznaczony do suchych i zniszczonych włosów. Moje włosy są po nim głęboko odżywione i świetnie się układają, po prostu jest moim pewniakiem. 

Ponieważ kobieta zmienną jest, co jakiś czas, dla odmiany i urozmaicenia, sięgam po inne szampony z serii. Tym razem testowałam  delikatny szampon Jojoba & Bio-migdały rekomendowany do wrażliwej i podrażnionej skóry głowy. Przede wszystkim od razu poczułam, że jest łagodniejszy, zdecydowanie delikatniej oczyszcza. Myślę, że może dobrze sprawdzić się u blondynek, które genetycznie mają cieńszą strukturę włosa i potrzebują innego rodzaju pielęgnacji niż brunetki.


MASKI I ODŻYWKI

Tak się złożyło, że w przypadku masek zdenkowałam moich trzech ulubieńców, więc czas uzupełnić zapasy o coś nowego ;) Przede wszystkim skończyłam naprawdę olbrzymi słój rewitalizującej maski do włosów czarna jagoda czyli po prostu klasycznego Kallosa Blueberry. Jest polecany do suchych, zniszczonych i poddanych obróbce chemicznej włosów, a w składzie znajdziemy ekstrakt z czarnej jagody i olej awokado. Cena ok.10-15zł (w zależności od sklepu) za taką jakość i pojemność, jest naprawdę zachęcająca. Włosy są po niej naprawdę zdrowe, elastyczne, a do tego lśniące i bardzo miękkie. Świetnie się układają oraz długo utrzymują świeżość. Śmiało mogę ją polecić jako mój numer jeden, jednak z maskami Kallosa jest tak, że każda z nas musi przetestować i znaleźć "tą jedyną" wśród wszystkich dostępnych rodzajów. Na moich włosach sprawdziła się również Multiwitamina oraz Banan, ale trochę męczył mnie jego intensywny chemiczny zapach.

NIEZAWODNE TRIO: najlepsze maski do włosów

Kolejna maska do włosów to drożdżowa Babuszka Agafia na pobudzenie wzrostu. Pachnie dość specyficznie - drożdżami ;) Chociaż nie wierzyłam w obietnice przyspieszonego wzrostu, zauważyłam u siebie spory wysyp baby hair, a do tego wyraźną poprawę kondycji włosów. Wyraźnie wyglądały na wzmocnione, a do tego zdecydowanie mniej włosów znajdowałam na szczotce, co może sugerować, że również zapobiega ich wypadaniu. Dodatkowo chroni przed przesuszaniem oraz promieniowaniem UV, chociaż samo stosowanie maski na pewno nie wystarczy by dobrze ochronić włosy przed słońcem.

Ostatnią z masek kupicie wyłącznie w drogeriach Natura, a mowa o Natur Vital Sensitive, której głównym składnikiem jest aloes. Z pewnością wyczujecie go w zapachu i zauważycie jego obecność w działaniu maski. Włosy są po niej nawilżone, ale jakby od środka i wyglądają niesamowicie zdrowo. Maska dobrze je dyscyplinuje i zmiękcza, są elastyczne i praktycznie same się układają. W przypadku tej maski trzeba szczególnie uważać, by nie nałożyć jej zbyt blisko skalpu, ponieważ może nam zafundować przyklap! Dla ułatwienia sobie życia od dłuższego czasu wszelkiego rodzaju produkty, które trzymam na włosach dłużej niż 10 minut nakładam od wysokości uszu ;) I wszystko wygląda tak, jak powinno. Przyznam, że ostatnio trochę o niej zapomniałam, bo dość długo leżała zdenkowana w szufladzie, ale teraz z pewnością do niej wrócę.

Świetnym produktem, który dba o moją fryzurę po spłukaniu wszystkich produktów jest pielęgnujący spray bez spłukiwania Schauma Cream & Oil. W składzie znajdziemy olejek arganowy w towarzystwie przyjemnego zapachu kwiatu wanilii, a całą mieszankę wzmocniono proteinami. Spray przeznaczony jest przede wszystkim do włosów łamliwych i rozdwajających się, chociaż w takich przypadkach raczej nie powinniśmy liczyć na cud, bo włosy trzeba po prostu obciąć ;) Ja lubię go za to, że ułatwia rozczesywanie, a włosy są miękkie i wzmocnione. Po delikatnym odciśnięciu włosów w ręcznik spryskuję fryzurę i albo używam suszarki, albo pozwalam im wyschnąć naturalnie.


PIELĘGNACJA

Pielęgnację, którą stosuję znacie już z notki o moim codziennym rytuale. Pisałam w nim o ulubionej różowej piance do twarzy, a teraz pokażę Wam alternatywę dla cery normalnej i mieszanej. Niebieska odświeżająca pianka oczyszczająca Nivea nie sprawdzała się u mnie tak dobrze jak ta, do cery wrażliwej. Z jednej strony dobrze oczyszcza skórę i odświeża, ale jednak nie podpasowała mi tak, jak jej siostrzana wersja.

Czy naprawdę nie napisałam już wszystkiego o moim ukochanym płynie micelarnym Garnier 3w1 do skóry wrażliwej? Pojawia się w każdym denku, pojawił się i w tym - odhaczony, więc przechodzimy dalej ;)

 
Olejki do twarzy, to produkty, które pokochała moja skóra, a olejek Evree Essential Oil na dzień i na noc, jest ze mną od niemal od początku stosowania tego typu kosmetyków. Po prostu od razu okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie nawilża, szybko się wchłania, można go stosować pod makijaż, nie zapycha, koi i uspokaja skórę, nadaje się do wzbogacania formuły ulubionych kremów, ma wygodną pipetkę, którą zaaplikujemy produkt po ostatnią kropelkę... Mogłabym jeszcze długo wymieniać jego zalety, ale zamiast tego, po prostu zachęcam Was do spróbowania.

Prawdę pisząc nie wierzę, że udało mi się zdenkować masełko do ust Nivea Lip butter Vanilla & Macadamia. To niepozorne, malutkie opakowanie zdawało się nie mieć końca. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że trwało to chyba z pół roku. Właściwie to był nawet moment, w którym musiałam zrobić sobie od niego przerwę, bo zwyczajnie znudziło mi się używanie przez tak długi czas jednego produktu. Poza tym przede wszystkim zakochałam się w jego zapachu - otulającym, słodkim i bardzo apetycznym. Na pewno zapytacie o higienę opakowania - takie na pewno nie jest, ale ja używałam go wyłącznie w domu, na noc, aplikując czystymi palcami. Nie wyobrażam sobie, żeby takiego opakowania używać gdzieś na mieście, fuj! Masełko ma przyjemną konsystencję, pozostawia na ustach ochronną warstewkę i na pewno do niego wrócę, bo w zapasach mam jeszcze dwa opakowanie, ale... może za jakiś czas ;)


Z pielęgnacji twarzy, naturalnie przechodzimy do pielęgnacji ciała i znakomitego produktu, o którym w blogowym świecie zdecydowanie zbyt mało się słyszy. Olejek Bio-Oil, który bez problemu znajdziecie w każdym Rossmann'ie zapobiega powstawaniu rozstępów oraz zmniejsza te, już istniejące. Poleca się go również na blizny, nierównomierny koloryt skóry, oznaki starzenia i odwodnienie, a w szczególności dla kobiet w ciąży. Ma bardzo przyjazny skład i świetne działanie. Producent zaleca jego stosowanie dwa razy dziennie przez minimum trzy miesiące. Ja używałam go raz dziennie, po kąpieli i już po dwóch tygodniach zauważyłam, że skóra jest zdecydowanie bardziej napięta, a rozstępy o wiele mniej widoczne. Zmotywowało mnie to do większej pracy i teraz cały efekt wzmacniam poprzez stosowanie chińskich baniek.

MAKIJAŻ

Moim letnim ulubieńcem w makijażu był krem CC Bourjois 123Perfect, który świetnie sprawdzał się nawet podczas upałów. Odcień to 31 Ivory, krem zawiera minimalną ochronę przeciwsłoneczną SPF15. Pierwszy raz doczytałam również, co oznacza jego nazwa - krem zawiera trzy pigmenty, które mają za zadanie sprawić, aby skóra wyglądała jak najlepiej: pomarańczowy maskuje zmęczenie, zielony ukrywa zaczerwienienia, a biały przebarwienia. Krem jest bardzo lekki, przyjemnie się rozprowadza, a poziom jego krycia określiłabym jako średni, co sprawia, że na twarzy wygląda bardzo naturalnie.


INNE

Sun Ozon to moje ulubione mleczko samoopalające dla karnacji normalnej i ciemnej. Jednocześnie przyjemnie nawilża i zapewnia ładną opaleniznę. Używam go przez całe lato i jestem z niego bardzo zadowolona. A teraz trochę inne pytanie, czy Wy też rozcinacie opakowania kosmetyków? ;)

Z kremem Origins Make A Difference Plus+ wiązałam dość duże nadzieje. To produkt odmładzający do skóry suchej, przeznaczony dla każdego wieku. Niestety zupełnie nie odpowiadała mi jego ciężka i jednocześnie jakby żelowa konsystencja. Długo się wchłaniał i pozostawiał na skórze tłustą powłoczkę. Źle współpracował z podkładem, który rolował się i nie chciał aplikować. Cieszę się, że przetestowałam go na próbce, bo był dla mnie rozczarowaniem.


Na koniec tester perfum Mon Guerlain. To bardzo kobiecy i intensywny zapach, który długo utrzymuje się na skórze. Dla mnie był zdecydowanie zbyt słodki, ale o gustach się nie dyskutuje ;) Na pewno jest wart sprawdzenia, bo kompozycja dobrze rozwija się na skórze i może spodobać się fankom słodszych aromatów. Do tego jest trwały, a pełnowymiarowa buteleczka jest naprawdę przepiękna i kobieca.


***
I to już wszystkie produkty zdenkowane w ostatnim czasie.
Co o nich sądzicie i co ciekawego pojawiło się u Was? Piszcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

_________________________________________________

Masz do mnie jakiekolwiek pytanie?
Zadaj je proszę pod najnowszym wpisem.
Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! ♡


Wszystkie komentarze zawierające autopromocję lub linki
reklamowe nie będą publikowane. Szanujmy siebie nawzajem!
__________________________________________________


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...