Czas na krótkie podsumowanie mijającego miesiąca i zestawienie produktów, które podbiły moje serce. Będzie kilka kosmetyków kolorowych takich jak paletka cieni czy matowa pomadka, a także coś do pielęgnacji oraz relaksu. Na zdjęciach przewinie się też kilka złotych dodatków, które ostatnio bardzo pokochałam. Jeśli jesteście ciekawe, zapraszam do czytania.
Zacznę od paletki, po którą w lutym sięgałam zdecydowanie najczęściej. Ponownie moje serce zabiło mocniej w stronę matów oraz wciąż modnych ciepłych odcieni. Wszystko to znajdziemy w paletce Zoeva Matte, o której w internecie jest zdecydowanie zbyt cicho. Jakość cieni jest świetna, są mocno napigmentowane, nie osypują się, ładnie blendują i nie robią plam. Kolory są mocno nasycone i nie tracą intensywności, ich konsystencję określiłabym jako aksamitną w stronę delikatnie suchej. Bardzo podoba mi się również dobór kolorów - ogromny plus za dwa jasne i ciepłe odcienie, które stanowią świetną bazę. Absolutnie kocham koralowy odcień Cheap Bar (drugi od prawej w górnym rzędzie), a znajdujący się pod nim śliwkowy Lonely City sprawił, że przekonałam się makijażu w odcieniach fioletu. Ilość makijaży, które można nią stworzyć jest ogromna, a przyjemność pracy sprawia, że mamy ochotę blendować, blendować i blendować... Jeśli szukacie dobrej jakości matowej paletki, która nie będzie jednak typowym nudziakiem to koniecznie musicie się jej przyjrzeć. Tylko radzę się pospieszyć - Maxi pokazała ją w jednym ze swoich ostatnich filmików i... same wiecie jak to się zwykle kończy :)
Szukacie dobrego pudru, który będzie tani, drobno zmielony, naprawdę transparentny, świetny pod oczy, a do tego łatwo dostępny? Już nie musicie, oto przedstawiam Wam moje ostatnie odkrycie czyli puder Master Fix z Maybelline. Zastanawiam się jak to się stało, że pozwoliłam mu tak długo czekać na testowanie - to zdecydowanie był błąd. Może na początku powiem Wam, że przebił mój ukochany puder od Eris, ale o tym sza!
Przede wszystkim jest niesamowicie drobno zmielony i lotny, co podkreślam, bo jeśli przy aplikacji nie chcecie utonąć w chmurce bieli należy obchodzić się z nim delikatnie. Jest ideałem pod oczy, bo nie zbiera się w zmarszczkach, a do tego wygładza skórę niczym Photoshop dając lekko matowy efekt. Genialnie wygląda nałożony na całą twarz, ale świetnie sprawdza się też tylko do przypudrowania korektora. Do tego jest bardzo lekki i nie zapycha, a jednocześnie idealnie utrzymuje matową skórę przez cały dzień. Na koniec ochy, achy na temat kompaktowego i nieprzekombinowanego opakowania, w którym zmieści się ulubiony puszek, a siteczko do aplikacji jest wycięte w sam raz. Ideał, prawda? Znajdziecie go na przykład tutaj.
Ostatni produkt do makijażu w dzisiejszym zestawieniu to matowa pomadka, której kolor i trwałość skradły moje serce. W zeszłym miesiącu znów wróciłam do odcieni nude, ale tych delikatnie wpadających w różowe tony. Kolor Candy Shop z serii K'Lips od Lovely pokochałam za trwałość oraz komfort noszenia. Ładnie się zjadał, nie zbierał w kącikach i nie wysuszał ust. Dzięki kredce mogłam idealnie wyrysować kształt ust, co ostatnio bardzo polubiłam. Do tego pomadka idealnie współgrała z większością makijaży wykonywanych paletką Zoeva :)
Pogoda w lutym nie do końca rozpieszczała pod względem temperatur, a kiedy za oknem jest zimno, jakoś podświadomie mam ochotę na otulające i ciepłe zapachy. Niemal każdy dzień zeszłego miesiąca pachniał u mnie czarną czereśnią od Yankee Candle. Określiłabym go jako średnio intensywny, zdecydowanie słodki (ale nie mdły!), trochę przypominający wiśniowe gumy Mamba :) Zapach dość szybko uzyskuje pełnię i rozchodzi się po mieszkaniu, więc świecy nie trzeba palić specjalnie długo. Niestety konkretnie w tym zapachu coś dziwnego dzieje się z woskiem, który nie chce spalać się równo do końca ścianek, ale tworzy . Prawdopodobnie będę musiała się zaopatrzyć w specjalną nakładkę, która kieruje ciepło na ścianki, dzięki czemu wosk spala się w całości.
Na początku zeszłego roku założyłam sobie, że poprawię ilość czytanych książek. Niestety poniosłam sromotną klęskę i z tego powodu na blogu nie pojawiło się żadne podsumowanie akcji. W tym roku postanowiłam bez specjalnych planów i spięć po prostu czytać. Najbardziej lubię to robić tuż przed zaśnięciem, kiedy wyciszam się, a potem łatwiej i lepiej zasypiam. Powrotowi do czytania sprzyjał też mój popsuty laptop, z którym jakoś nie mogłam się wybrać do serwisu, bo w pewnym momencie stwierdziłam, że dobrze mi bez niego :) A ta ilość odzyskanego czasu! Jedyne, co bardziej mi doskwierało to brak możliwości pisania na blogu. Dlatego teraz korzystam z komputera krótko i konkretnie - zamiast scrollować kolejne strony wolę czytać!
→ 52 KSIĄŻKI, KTÓRE CHCĘ PRZECZYTAĆ W 2017 ROKU
→ 52 KSIĄŻKI, KTÓRE CHCĘ PRZECZYTAĆ W 2017 ROKU
W lutym w końcu udało mi się powrócić i dokończyć sagę Dziedzictwo Christophera Paoliniego, którą zaczęłam jeszcze jako nastolatka. Przeczytałam ją jednak od początku, bo nie chciałam, aby umknął mi jakikolwiek wątek. Momentami akcja jest do bólu przewidywalna, ale i tak wciąga, a ja koniecznie chciałam dowiedzieć się jakie zakończenie wymyślił autor. Jeśli lubicie smoki, elfy i magię czyli lekką przyjemną fantastykę, to może być coś dla Was.
Jeśli jakiekolwiek akcesoria mogłyby być uznane za niezbędne, to z pewnością na listę wpisałabym elektryczną szczoteczkę do zębów. Moja pochodzi z Lidla, w którym pojawia się cyklicznie, kosztowała około 70-80 złotych i nie mam pojęcia jak do tej pory mogłam radzić sobie bez niej. Przede wszystkim różnica jest widoczna w kolorze zębów. Nie spodziewajcie się wybielenia jak z reklamy, ale jeden ton spokojnie jesteśmy w stanie uzyskać. Dużo dokładniej dociera we wszystkie zakamarki i usuwa osady oraz kamień. W połączeniu z dobrą pastą jest niezastąpiona. Posiada trzy prędkości: wolną, szybką i pulsacyjną oraz baterię, która trzyma prawie miesiąc codziennego używania. Do tego w trakcie mycia, dzięki zmianie tempa, informuje nas ile czasu powinniśmy myć daną stronę.
W zestawie dołączone są zapasowe główki, stacja ładująca oraz etui na podróż, w którym, oprócz szczoteczki, mieszczą się dwie zapasowe główki. Szczoteczkę polubiłam tak bardzo, że zaopatrzyłam się już w komplet kolejnych zapasowych łebków, które również pojawiają się w Lidlu. Jestem ciekawa, czy Wy używacie szczoteczek elektrycznych, dajcie znać!
_______________________________________________________________________________
To już wszyscy ulubieńcy zeszłego miesiąca. Jak widzicie na zdjęciach królowały złote dodatki, które pokochałam zaskakując samą siebie. Zawsze wydawało mi się, że bardziej cięgnie mnie do srebra, a tu proszę!
Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko i czy chcecie, żeby miesięczni ulubieńcy na stałe zagościli na blogu. Jeśli macie ochotę na więcej fotek i nowości koniecznie wpadnijcie na mój instagram @marie_velte!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
_________________________________________________
Masz do mnie jakiekolwiek pytanie?
Zadaj je proszę pod najnowszym wpisem.
Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! ♡
Wszystkie komentarze zawierające autopromocję lub linki
reklamowe nie będą publikowane. Szanujmy siebie nawzajem!
__________________________________________________