niedziela, 6 grudnia 2015

KOSMETYCZNY TEST: DELIA TREND LOOK COLLECTION JESIEŃ-ZIMA 2015

Chociaż mamy już grudzień, za naszymi oknami świątecznej aury jeszcze nie widać, ja jednak zdecydowanie czuję już nadchodzący klimat Świąt. Dziś, z okazji Mikołajek przygotowałam dla Was post z testem kosmetyków marki Delia. To polska firma, która na jesień i zimę przygotowała specjalną edycję kosmetyków, a ja miałam w ostatnim czasie okazję by je przetestować, a dziś podzielę się z Wami moją opinią na ich temat. Jeśli jesteście ciekawe jak wypadły w mojej ocenie, zapraszam do dalszego czytania.



PODKŁAD / ALL DAY PERFECT MAKE-UP 12h / NR 01 / 30 ml
Jako pierwszy testowałam podkład, który producent opisuje jako kryjąco-matująco-wygładzający, czyli typowe 3w1. Dodatkowo dzięki zawartości witaminy B3 ma poprawiać kondycję skóry i koloryt cery. Wybrany przeze mnie odcień to najjaśniejszy w palecie numerek 01 i muszę przyznać, że niestety w obecnym momencie, kiedy po letniej opaleniźnie nie ma już śladu, jest dla mnie minimalnie za ciemny. Niżej możecie zobaczyć porównanie koloru z w tej chwili używanymi przeze mnie podkładami. Być może lepiej prezentowałby się odcień 02, jednak obawiałam się zbyt różowych tonów. Jak dla mnie cała paleta kolorystyczna nie jest niestety zupełnie dopasowana do odcieni skóry Polek.

 

Sama tubka jest wygodna, lekka i dzięki temu idealna do podróżnej kosmetyczki, a ponieważ ostatnio ciągle jestem w biegu ma to dla mnie bardzo duże znaczenie. Jedynym problemem jest zbyt duży otwór, który w połączeniu z dość rzadką konsystencją kosmetyku powoduje, że na początku kilkakrotnie z tubki wylało się go zbyt dużo. Konsystencja ma również duży wpływ na jego krycie, a ja z pewnością określiłabym je jako delikatne, bo pozwala na ujednolicenie małych zaczerwienień, ale z większymi już sobie nie radzi. Dlatego ten produkt nada się dla tych z Was, które szukają subtelnego krycia i ujednolicenia cery. Jeśli chodzi o działanie matujące, to muszę przyznać, że zdarzały się dni kiedy trochę mnie wysuszał, ale sądzę, że miał na to również wpływ ogólny stan mojej cery. Bez problemu wytrzymywał cały dzień i nie ścierał się. Niestety nic nie mogę poradzić na fakt, że kilkakrotnie pod koniec dnia zdarzyło mu się gromadzić w zmarszczkach - próbowałam nakładać cieńszą warstwę, utrwalać pudrem, nakładać gąbeczką i pędzlem... za każdym razem rezultat był taki sam. Być może jest to wyłącznie kwestia mojej skóry, bo sam podkład oceniam jak dobry i udany produkt. Z pewnością dam mu jeszcze szansę na wiosnę, kiedy moja cera będzie bardziej opalona.




PUDER BRĄZUJĄCO - ROZŚWIETLAJĄCY 2w1 / BRONZE & SHINE / 8 g
Kolejny produkt to kompakt zawierający puder brązujący i rozświetlacz. Bardzo lubię tego typu łączone produkty, które zajmują mało miejsca w kosmetyczce i zazwyczaj są odpowiednio dobrane kolorystycznie. Puder jest zapakowany w porządne pudełko z grubszego plastiku i nie ma obawy, że coś się uszkodzi.


Muszę jednak przyznać, że początkowo nie wróżyłam temu produktowi dłuższej znajomości, bo gdy tylko zobaczyłam kolor, mocno wpadający w pomarańcz w dodatku bardzo mocno napigmentowany, jakoś nie potrafiłam wyobrazić go sobie na twarzy. Jednak po dłuższych testach muszę przyznać, że chociaż jako bronzer się nie sprawdzi, to w mniejszych ilościach bardzo dobrze nadaje się do ocieplania twarzy. Na koniec uwaga: bronzero - ocieplacz mocno się pyli i raczej nie jest to plus.


Druga połowa, czyli rozświetlacz jest znacznie lepsza. Określiłabym go jako delikatniejszy odpowiednik kultowego Diamond Illuminator z Wibo. Ma podobny odcień minimalnie wpadający w róż i delikatniejszy błysk. Ładnie nakłada się na skórę i podobnie jak bronzer, bez problemu utrzymuje się u mnie cały dzień. Kiedy mam ochotę na subtelniejszy makijaż chętnie po niego sięgam.



PRASOWANE CIENIE DO POWIEK / SOFT EYESHADOW / nr 21, 22, 23

Wiecie, że w makijażu oczu przeważnie używam brązów i beży, bo w takich kolorach czuję się najlepiej, ale tym razem postanowiłam spróbować czegoś innego. Trafiły do mnie trzy cienie - złoto (nr 21), wojskowa zieleń (nr 22) i marsala (nr 23). Każdy z nich opiszę osobno, ponieważ, chociaż pochodzą z jednej kolekcji, trochę się różniły.



ZŁOTO / nr 21
Przepiękny odcień! Ma mnóstwo złotych drobinek o ciepłym i chłodnym odcieniu, ale daleko mu do dyskotekowego błysku. Znakomicie sprawdza się w rozświetleniu kącika oraz nałożony na całą powiekę. Niestety wciągu dnia potrafi się trochę osypać, ale cóż... taki już urok cieni z drobinkami. :)


WOJSKOWA ZIELEŃ / nr 22
Chociaż na swatch'u odcień wpada w oliwkowy brąz z delikatnymi złotymi drobinkami w rzeczywistości ma w sobie zdecydowanie więcej zieleni. Ten kolor w opakowaniu absolutnie mnie oczarował i miałam wobec niego wielkie nadzieje. Niestety okazało się, że o ile dobrze przyczepia się do palca i pędzla, to na powiekę zupełnie nie chce się transportować. Dawałam mu kilka szans i niestety nie było poprawy. Nie chciał się blendować i szybko znikał z powieki. Wielka szkoda, bo do mojej brązowej tęczówki pasowałby idealnie.


MARSALA / nr 23
Najmodniejszy kolor tego sezonu w wersji matowej. Cień jest tak mocno napigmentowany, że przy pierwszej aplikacji przesadziłam z ilością :) W nienaruszonym stanie utrzymywał się cały dzień. Niestety trochę ciężko się blendował i potrafił zamiast ładnej chmurki koloru zrobić plamy, ale możliwe, że to kwestia mojej powieki. Nie do końca pasował mi również sam odcień, ale myślę, że to jest już kwestia całkowicie indywidualna. Być może moje przyzwyczajenie do brązów jest jednak zbyt silne :)


POMADKA / CREAMY GLAM / nr 114 i 115 / 4 g
Wiecie już, że jesienią i zimą uwielbiam sięgać po ciemniejsze odcienie pomadek, a główny akcent w makijażu kłaść na usta. Do testowania miałam dwa odcienie - ciemniejszą czerwień z numerkiem 114 i malinowy róż o numerze 115. Obie pomadki delikatnie pachną, mają przyjemną kremową formułę i bardzo mocną pigmentację. Nie wysuszają ust i nie zbierają się w załamaniach. Niestety podczas kontaktu z napojami lub w trakcie posiłku błyskawicznie znikają z ust i konieczne jest poprawienie makijażu.

paznokcie - lakier Delia Coral K17


Pierwszy z kolorów od początku kojarzył mi się z ulubioną pomadką Kobo - Drop of wine (również numer 114), jednak przy bliższym porównaniu okazało się, że ma więcej różowych tonów i na swatch'ach wygląda na zdecydowanie ciemniejszą.

 

 pomadka Delia Creamy Glam nr 114

 

Numerek 115 jest zdecydowanie jaśniejszy i intensywniejszy. Chociaż właściwościami nie odbiega od poprzednika, to sam kolor całkowicie do mnie nie przemawia i jest zdecydowanie zbyt cukierkowy jak na paletę jesiennych kolorów. Sądzę, że prędzej sięgnęłabym po niego latem.

pomadka Delia Creamy Glam 115

Niestety po nałożeniu obie pomadki wywoływały u mnie niepokojące uczucie pieczenia ust, więc dosyć szybko musiałam przerwać testowanie. Nie wiem czy to tylko moja indywidualna reakcja czy po prostu w składzie jest coś, co wywołuje takie objawy. Przyznam, że pierwszy coś takiego miało miejsce. Jeśli miałyście okazję testować te kosmetyki, dajcie znać jak wyglądało to u Was.



BŁYSZCZYKI / STARLIKE LIPGLOSS / nr 15 i 16 / 7 ml
Chociaż ogólnie nie przepadam za błyszczykami, muszę przyznać, że te od samego początku bardzo mi się spodobały. Mają przepiękny owocowy zapach i kolory, które bardzo subtelnie wyglądają na ustach. Złote drobinki są eleganckie i nienachalne, nadają makijażowi lekkości. Irytował mnie jedynie nieudany aplikator, który nakłada zbyt mało produktu i trzeba się trochę napracować, żeby otrzymać pożądany efekt.


Obie wersje były nieco lepkie i mokre, ale przyjemne w noszeniu. Minusem jest trwałość, krótka nawet jak na błyszczyki - z moich ust znikały już po godzinie. W dłuższej perspektywie również z tymi kosmetykami do ust niestety się nie polubiłam. Przykro to mówić, ale wokół ust pojawiły się krostki, a w kącikach nieprzyjemne zmiany. W tym czasie nie używałam żadnych innych nowych kosmetyków, więc jestem pewna ich działania na moich ustach. Bardzo żałuję, bo to mógł być jeden z lepszych produktów.



LAKIERY DO PAZNOKCI / CORAL / nr K17 i K18 / 11 ml
Ostatnie z testowanych nowości to lakiery do paznokci w kolorze przygaszonego fioletu ze złotymi drobinkami (K17) i intensywnej koralowej maliny (K18). W buteleczkach oba odcienie prezentują się pięknie, a do malowania mamy wygodny szeroki pędzelek, czyli taki, który lubię najbardziej. Od dwóch miesięcy testuję jednak hybrydy i jestem nimi absolutnie oczarowana, ale specjalnie do tych testów zrobiłam krótką przerwę i pomalowałam paznokcie "zwykłym" lakierem.


Podczas noszenia kolor nie zmienia się, zmywa się łatwo i bez problemów. Niestety trwałość jest raczej słaba - już po jednym dniu miałam starte wszystkie końcówki, co z resztą możecie zobaczyć na zdjęciu. W kolejnym dniu pojawiły się również odpryski i pęknięcia na całej płytce, a po lekkim podważeniu lakier odpryskiwał. Ogólnie uważam, że to najsłabszy produkt z całej kolekcji. Chyba nawet całkiem przypadkowo cały post ma kolejność od najlepszych do najsłabszych :P

paznokcie - lakier Delia Coral K17, top Seche Vite


______________________________

Dzisiejszy post jest chyba jednym z dłuższych na blogu.
Dajcie znać czy używałyście kosmetyków Delia i jakie są Wasze wrażenia.
Byliście grzeczni w tym roku? Odwiedził Was już Mikołaj? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

_________________________________________________

Masz do mnie jakiekolwiek pytanie?
Zadaj je proszę pod najnowszym wpisem.
Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! ♡


Wszystkie komentarze zawierające autopromocję lub linki
reklamowe nie będą publikowane. Szanujmy siebie nawzajem!
__________________________________________________